-„Nie chcemy żadnej wojny, nie chcemy włóczyć się po sądach, nie domagamy się odszkodowań” – zapewniają mieszkańcy. Chcą tylko żyć w spokoju, nie martwiąc się o swoje domy. Zapraszają przedstawicieli LHS do siebie na oględziny, pokazują zdjęcia. Jednak by zarząd firmy mógł podjąć wiążące decyzję potrzebne są „twarde dowody”, a te mogą dać tylko specjalistyczne badania. Wibracje powodowane przez przejeżdżające pociągi podlegają bowiem normom. Jeśli będą przekroczone – da to podstawę do działania. W przeciwnym razie można tylko liczyć na dobrą wolę decydentów.
Wydaje się zresztą, że ona jest i była przed kilkunastu laty, gdy w odpowiedzi na postulaty mieszkańców zmodernizowano szyny, układając w miejsce tradycyjnych – tzw. bezstykowe, po których wagony toczą się znacznie ciszej. I to – razem z ograniczeniem prędkości na tym odcinku do 20 km/h – wystarczyło, by mieszkańcy najbliżej położonych domów mogli spać spokojnie. Gdy na Kalisiu przejazd był niestrzeżony, pociągi musiały zwalniać i nie zdążyły się rozpędzić, zatem przez Zarzecze przejeżdżały powoli. Ale przejazd kilka miesięcy temu przeszedł modernizację, zyskał automatycznie opuszczane rogatki i pociągi zwiększyły prędkość do 60 km/h.
Jak zakończy się spór?
Podczas spotkania pracownicy LHS spisali wszystkie uwagi mieszkańców i sporządzony w tym dniu protokół obiecali przedstawić zarządowi spółki. Jeśli odpowiedzialni za te sprawy uznają, że jest w nich sporo racji, zdecydują – czy przeprowadzić specjalistyczne pomiary drgań, czy ew. zmodernizować tory, dodając elementy amortyzujące drgania, tak jak to miało miejsce w Wolbromiu. Na ponowne ograniczenie prędkości raczej nie ma szans...