Reklama

piątek, 26 czerwiec 2015 13:44

W poniedziałek 29 czerwca rano będzie w Wolbromiu

Napisał
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Biegnie dla Ani

24-letni Sebastian Bibro chce przebiec dystans z Zakopanego do Gdańska, by pomóc mamie i tacie Ani Garcarz z Waksmunda uzbierać pieniądze na leczenie i rehabilitację. Ania urodziła się z nowotworem wielkości główki usadowionym na bioderku, który jest na tyle złośliwy, że konieczna była amputacja prawej nóżki oraz stomia, czyli przeniesienie jelita grubego na lewą stronę. Rodzice – Karolina i Michał – już dzisiaj myślą o przyszłości dziewczynki i o tym by kiedyś zapewnić jej protezę. Dlatego zwrócili się do Fundacji im. Adama Worwy z prośbą o udostępnienie konta. Dziewczynka jest po dziesięciu cyklach chemioterapii i po pierwszej operacji, usuwającej resztki nowotworu.

Prosimy o wsparcie tej inicjatywy tym bardziej, że rodzina państwa Garcarz mieszka w Wolbromiu.

Jeśli chcesz pomóc Ani możesz wpłacić na konto Fundacji

53 1240 1574 1111 0010 3480 6570

z dopiskiem „dla Ani Garcarz”
Fundacja im. Adama Worwy, os. Nowe 23d, 34-400 Nowy Targ
IBAN: PL 53 1240 1574 1111 0010 3480 6570 (konto złotówkowe)
BIC/SWIFT – PKOPPLPW

 

Ania Garcarz z Waksmunda urodziła się z guzem na biodrze wielkości główki dziecka. Rodzice walczą o jej życie i proszą o pomoc.

Rak objął odbyt i zniekształcił nóżkę. Podczas operacji wraz z guzem lekarze usunęli prawą nóżkę i część odbytu. 2-miesięczna dziewczynka we wtorek rozpoczęła w Prokocimiu trzecią serię chemioterapii. Jeśli nie będzie przerzutów i okaże się, że wszystkie komórki rakowe zostały usunięte, Anię czeka kolejny trudny etap - rekonstrukcja odbytu i endoproteza, która w przyszłości pozwoli jej chodzić.

Młodzi rodzice - Karolina i Michał - bardzo dzielnie znoszą tragedię, jaka ich spotkała. Nie poddają się i wierzą, że ich córeczka zwycięży chorobę. - Jest bardzo silna - podkreśla Michał.

Bardzo czekali na swoje pierwsze dziecko, podobnie jak dziadkowie - z obydwu stron jest to pierwsza wnuczka. - Bardzo dbałam o siebie w ciąży. Nigdy nie paliłam papierosów, nie piłam alkoholu nawet na własnym ślubie, starałam się dobrze odżywiać, nie wiem, skąd ten rak u Anulki się wziął - mówi Karolina, która ostatnie 2 miesiące spędziła z córką w szpitalu. - Ciąża przebiegała prawidłowo, dopiero po porodzie okazało się, że coś jest nie tak - dodaje. - Dziecko zabrano mi od razu na intensywną terapię, pierwszy raz zobaczyłam Anię dopiero po 5 dniach, nie miałam pojęcia, że jest aż tak źle - mówi. Za to całą prawdę znał Michał. On też zobaczył Anię pierwszy. - Widok był szokujący, W miejscu, gdzie był guz, Ania nie miała skóry, wyglądało to tak, jakby narządy były na wierzchu - opowiada.

Stan noworodka był krytyczny, nie wiadomo było, czy przeżyje do operacji. Po biopsji okazało się, że dziecko ma potworniaka niedojrzałego. Ania miała też sepsę, lekarze stwierdzili u niej ostrą niewydolność nerek, wodonercze, było podejrzenie mukowiscydozy. Przed operacją medycy dawali jej 5% na przeżycie, radzili, by dziecko ochrzcić.

Tydzień po urodzeniu Ania miała operację, podczas której lekarze usunęli guza, a wraz z nim nóżkę i część odbytu. Ania ma stomię - jej jelito grube tymczasowo zostało przeniesione na lewą stronę. Dziecko trafiło na oddział onkologiczno-hematologiczny. Karolina z trudem znosiła widok córeczki z dziesiątkami rurek, wenflonów i kabelków przypiętych do jej bezbronnego ciałka  w inkubatorze.

We wtorek rozpoczęła trzecią serię chemioterapii. W sumie czeka ją 6 takich dawek. W najbliższych dniach będzie miała też tomografię, która odpowie na pytanie, czy wszystkie komórki rakowe zostały usunięte.

Pierwsze 2 miesiące swojego życia spędziła w szpitalu, cały czas jest z nią Karolina, w weekendy zmienia ją Michał, bardzo pomaga chrzestna Ani - Justyna.

- Ania uwielbia być noszona na rękach, upomina się o to. Jest ruchliwym dzieckiem, jak się do niej mówi, to odpowiada - opowiada Michał, który cieszy się obecnością córeczki i żony w domu. Praktycznie od porodu Michał i Karolina mijają się. Dlatego wspólny weekend w domu wszystkim przyniósł dużo radości. Od wtorku znowu czeka ich koczowanie w szpitalu, spanie na leżaku ogrodowym, mycie się w sąsiednim pawilonie, 4 wyjazdy do Krakowa tygodniowo. To wszystko nie jest jednak istotne. - Teraz najważniejsze jest to, żeby chemia zadziałała, żeby Ania nie złapała żadnego przeziębienia, które mogłoby się okazać dla niej bardzo niebezpieczne - mówi Karolina.  

Do końca roku będą wiedzieć, czy chemia skutecznie zwyciężyła nowotwór. Po opuszczeniu onkologii Ania przejdzie pod opiekę chirurgów. Czeka ją trudna operacja rekonstrukcji odbytu. Nóżkę może zastąpić endoproteza, która jednak będzie musiała być często zmieniana ze względu na to, że dziecko szybko rośnie. No i czekać ją będzie rehabilitacja. To wersja optymistyczna.

- Wielokrotnie zadawałam sobie pytanie, dlaczego to moje maleństwo spotyka taki los - mówi Karolina. - Czym Anulka sobie na to zasłużyła? Dlaczego my jesteśmy tak okrutnie doświadczani? Dopiero teściowa wytłumaczyła mi, że Bóg wybrał dla nas taki krzyż nie bez powodu. Wiedział, że zdołamy go unieść - mówi.

Choroba Ani już dziś pociąga duże wydatki, które przerastają możliwości młodego małżeństwa. Tylko Michał pracuje, wykorzystał już cały urlop, każdy kolejny wyjazd do szpitala w Krakowie wiąże się z wzięciem urlopu bezpłatnego. Wyjazdy kosztują. Sama stomia pochłania spore sumy. Refundacja 300 zł miesięcznie pozwala na zakup 6 płytek i 15 woreczków do stomii, tymczasem zdarza się, że  w ciągu dnia Ania zużywa 3 płytki, a każda z nich to koszt 18 zł. Kosztowne są także woreczki (13 zł jeden). Już dziś rodzice myślą o kosztach rehabilitacji i zakupu endoprotezy. Dlatego zwrócili się o pomoc do Fundacji im. Adama Worwy, która zbiera dla Ani pieniądze.

Wojciech Szota

Redaktor Naczelny Wieści Wolbromskich