Reklama

wtorek, 04 marzec 2014 11:15

Bitwa pod Krzywopłotami i Załężem

Napisał
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Krzywopłoccy bohaterowie

W dzieje ojczyste, szczególnie wyraziście wpisał się krzywopłocki krwawy legionowy bój, stoczony tutaj w dniach 16 - 19.11.1914 r., przez IV i VI batalion 1 pułku legionowego. Nim jednak do niego doszło, Józef Piłsudski wraz z pięcioma batalionami, w szeregach 46 dywizji piechoty, 1 korpusu austriackiej armii gen. Dankla, w ogniu walk i potyczek cofał się aż spod Dęblina. W dniu 08.11.1914 r., zamyślony Komendant pijący pospiesznie herbatę, a legioniści grzejący się przy ogniskach w Wolbromiu, otrzymał dywizyjny rozkaz cofnięcia się do wsi Krzywopłoty, składającej się wówczas zaledwie z kilku ubogich wiejskich chat, krytych słomą. W scenerii tamtego zapadającego jesiennego listopadowego mroku, utrudzone i zabrudzone, legionowe bataliony z Wolbromia, dotarły do Lgoty Wolbromskiej, gdzie zmęczone wojsko przygotowywało się do spoczynku.


Tymczasem Józef Piłsudski otrzymał kolejny rozkaz bezzwłocznego udania się wraz z wojskiem na przedpole armii austriackiej do Krzywopłotów. Zdenerwowany i zrozpaczony Piłsudski podążył wraz z wojskiem piaszczystą drogą w czeluści nocy do wsi. Dodajmy, wojska nagle zerwanego na nogi bezmyślnym rozkazem wymarszu. A tam w ubogich i małych Krzywopłotach, Józef Piłsudski odmawiając przyjęcia przygotowanej mu kwatery w wiejskiej chacie, oparty o sosnę i przy ognisku pobliskiego zagajnika, oddając się wspomnieniu młodości, spędził noc. Zasnął dopiero o godzinie wpół do szóstej rano, a już o godzinie wpół do siódmej został zbudzony przez Stachiewicza, dywizyjnego łącznika między Piłsudskim a Austriakami, któremu przekazał informację o naradzie dywizyjnej. Na tejże naradzie Józef Piłsudski otrzymał rozkaz pozostawienia w Krzywopłotach dwóch batalionów piechoty i artylerii, zaś trzema batalionami piechoty i kawalerią miał dokonać rozpoznania terenu pomiędzy Miechowem i Żarnowcem. Dodajmy, pomysłu szaleńczego i zgubnego. Wówczas to Józef Piłsudski przejrzawszy obłudną grę Austriaków, zdecydował się na wyprowadzenie z matni bez wyjścia tychże batalionów do Krakowa, korytarzem między dwiema wrogimi armiami. Chciał w ten sposób uratować legiony przed ich bezmyślnym zaborczym biologicznym unicestwieniem.
    Na miejscu zaś pozostawił IV batalion dowodzony przez słynnego kpt. Tadeusza Wyrwę - Furgalskiego (1890-1916), członka ZWC i Związku Strzeleckiego, poległego na polu chwały z 6 na 7 lipca 1916 roku pod Kostuchnówką oraz VI, dopiero co uzupełniony rezerwami chłopców z Zagłębia batalion, dowodzony przez kochanego przez wojsko i szanowanego przez Komendanta kpt. Albina Satyra - Fleszara (1888-1916), członka ZWC i Związku Strzeleckiego, późniejszego dowódcę 7 pułku piechoty, który w dniu 3 listopada 1916 roku popełnił samobójstwo. Jego zaś pogrzeb zamienił się w miejsce manifestacji uczuć patriotycznych legionistów i społeczeństwa polskiego oraz stanowił widoczny znak nienawiści i nieufności Polaków do trzech zaborców. Pod nieobecność Józefa Piłsudskiego, Rydz - Śmigły w swym wstrząsającym rozkazie pożegnalnym z daty 1916-11-03, napisał o Satyrze, że był z tych, którzy nie zawodzą i idą drogą honoru, pozostając wierni swej duszy.
    W Krzywopłotach pozostała także archaiczna artyleria legionowa w składzie dywizjonu dwóch muzealnych armatek górskich dowodzona przez jej twórcę Ottokara Brzozę - Brzezinę (1883-1968), spolonizowanego Czecha, wyposażona w strzelające prochem dymnym działa górskie 7 centymetrów z 1875 roku zwane przez legionistów „werndlami na kółkach”.
    Całością zaś zgrupowania krzywopłockiego z rozkazu Józefa Piłsudskiego dowodził major Mieczysław Ryś - Trojanowski (1881-1945), oficer ZS, dowódca 7 p.p., późniejszy generał zakatowany przez hitlerowców w Mauthausen, a po jego zranieniu dnia 17.11.1914 r., zastąpił go wspomniany Brzoza - Brzezina, który dopiero pośmiertnie również został awansowany do stopnia generała. W 1939 roku rozkazem Rydza - Śmigłego, Trojanowski został dowódcą OK I (dowódcą korpusu nr I), czyli delegatem kwatermistrzowskim Naczelnego Wodza, zobowiązanym m.in. do przeprowadzenia mobilizacji na swoim terenie, zaopatrzenia aż czterech armii, a to: Modlin, Pomorze, Poznań i Prusy, przeprowadzenia ewakuacji zasobów NW w głąb kraju. Wspólnie z generałem Smorawińskim organizowali obronę Wisły od Modlina do Sandomierza, który to odcinek z dniem 4 września 1939 roku przejęła do obrony armia Lublin generała Piskora. Po klęsce zaś wrześniowej generał Mieczysław Ryś - Trojanowski przebywał na Węgrzech, skąd w 1944 roku hitlerowcy ujęli go i skierowali do obozu w Mauthausen i tuż przed jego wyzwoleniem - zamordowali. Tak oto zamknęła się karta jednego z największych legionowych dowódców, bohatera spod Krzywopłotów, którego pamięć godna jest zachowania i utrwalenia.
    W szeregach zaś zgrupowania Trojanowskiego w dniu 17.11.1914 roku brawurowo walczył o Załęże legendarny Leopold Lis - Kula (1896-1919), późniejszy najzdolniejszy legionowy pułkownik, który poległ pod Torczynem w walce z Ukraińcami o Kresy. Na wiadomość o jego śmierci Józef Piłsudski rozpłakał się oraz przysłał wieniec z napisem na szarfie „Mojemu kochanemu chłopcu”. Dodajmy, że Józef Piłsudski właśnie w Kuli upatrywał swego następcę.
    Tymczasem Józef Piłsudski z I, III i V batalionami odbył jakże niebezpieczny i ryzykowny marsz pomiędzy wojskami rosyjskimi i austriackimi z Krzywopłotów do Strzegowej, gdzie zanocował w dniu 09.11.1914 r., na miejscowej plebanii, a następnie 10.11.1914 r. pod wieczór, błotnistym traktem przez Wolbrom, udał się do wsi Buk i Uliny Małej, gdzie rozlokowano się na nocleg. O świcie zaś dnia 11.11.1914 r., Józef Piłsudski przynaglany złowieszczymi wieściami o pojawieniu się nieprzyjaciela w pobliskich Romerowskich Czaplach Małych (miejsca urodzenia darowanej mu 08.08.1914 r. kasztanki), nakazał marsz drogą wskazaną przez przewodnika Stelmacha Dobrowolskiego z Czapel na Władysław, Wiktorkę, aż do zbawczego lasu Widomskiego. Tutaj wypoczęto i przez znajome Michałowice - Józef Piłsudski z legionistami w dniu 11.11.1914 roku pod wieczór przybył do królewskiego Krakowa. Ów słynny przemarsz, komendant utrwalił w znakomitej pracy „Moje pierwsze boje”, napisanej jeszcze w Magdeburgu w 1917 roku. Wystawił on wysoką patriotyczną ocenę społeczności wolbromsko - gołeckiej, dzięki której nie doszło do denuncjacji i ujawnienia wrogowi lokalizacji wojska Piłsudskiego. Od tej chwili aż do śmierci Józefa Piłsudskiego utrwaliło się w jego podkomendnych bezgraniczne zaufanie i dobrowolne podporządkowanie się komendantowi, oparte o przeświadczenie „komendant wie co robi”. Sam zaś Piłsudski nabrał pewności co do trafności podejmowanych przez niego decyzji.
    A tam pod Krzywopłotami legioniści otrzymali rozkaz do obrony odcinka frontu o długości 1 km, położonego na wschód od Krzywopłotów w dolinie rzeczki Białej Przemszy, z jednej strony opartego o górujące nad okolicą tajemnicze świętokrzyskie wzgórze, strzegące malownicze ruiny niegdysiejszego obronno - myśliwskiego zameczku Toporczyków i kościoła o wymiarach 20 x 8 x 5 oraz grubości murów około 2 m, gniazda ówczesnego Bydlina wzmiankowanego już w 1120 roku, a z drugiej zaś strony - lasem Zawadka. Był to teren niezwykle urokliwy i piękny, biegnący pośród pagórków i lasów, a zarazem bardzo niebezpieczny. W tamtym czasie Biała Przemsza tworzyła rozległe rozlewiska, mokradła i wręcz nie do przebycia bagna. Utrudniało to działanie ofensywne. W tej sytuacji legioniści z trudem i wysiłkiem okopali się na tajemniczym świętokrzyskim wschodnim skłonie wzgórza, opasując go liniami transzei i stanowisk artyleryjsko - kulomiockich. Zajęli także teren wsi Bydlin. Z godnym podziwu uporem i zaciekłością bronili swych pozycji przed nacierającymi oddziałami syberyjskimi, aby otworzyć drogę armii carskiej na Zagłębie i Kraków. Z każdym zaś dniem narastało wyczerpanie i zmęczenie w szeregach obrońców niewyspanych, głodnych i zziębniętych. Dodajmy, że VI batalion w Wolbromiu uzyskał uzupełnienia z nieostrzalanych chłopców zagłębiowskich. Trojanowski widząc zmęczenie i wyczerpanie legionistów oraz narastający ogień Sybiraków, po zmroku w dniu 17.11.1914 r. nakazał atak wydzielonym siłom VI batalionu. Oddziały legionowe nie bacząc na wspomniane grzęzawiska, krzewy i wysokie trawy, oczeredy bagienne, poszły do natarcia i wypędziły patrole rosyjskie z lasu Zawadka i połowy wsi Załęże. W tymże natarciu szczególną brawurą wykazał się Leopold Lis - Kula, który nie wiedział co lęk i trwoga. Wobec zapadającej nocy i nasilonego ognia artyleryjskiego, wycofano legionistów na pozycje wyjściowe. Zabrano przy tym wielu rannych.
    Dodajmy, że w owe niespokojne, zimne noce z 16 na 17 oraz z 17 na 18 listopada 1914 r., jedynie znikoma część legionistów znalazła dach nad głową w nielicznych ubogich krzywopłockich chatach; większość w naprędce skleconych sosnowych szałasach spała na przykrytej choiną ziemi. Natomiast kanonierzy Brzozy i połowa strzelców noce te spędziła w okopach, bez snu, dygocząc z zimna, oczekiwała upragnionego świtu, kuchni i boju. A zatem pierwsze natarcie VI batalionu Furgalskiego nastąpiło po zmroku w dniu 17.11.1914 roku i osiągnęło Załęże, lecz batalion poniósł straty od silnego ognia artylerii rosyjskiej. Natarcie, nie wsparte wojskami austriackimi, doprowadziło do oczyszczenia lasu Zawadki i zatrzymania natarcia Sybiraków. Wszystko to jednak pozwoliło kolejnemu natarciu VI batalionu na częściowe uniknięcie błędu i strat.
    W nocy z 17 na 18.11.1914 roku spadł świeży śnieg i dzień był mroźny. Legioniści oczekiwali kuchni, które nie zdążyły na czas, wobec czego zziębnięci, bez snu i zdenerwowani o godz. 7.00 rano, zajęli pozycje wyjściowe w lesie Zawadka, podobnie jak wczorajsi ich koledzy legioniści z VI batalionu. Tymczasem Rosjanie widząc ruch w szeregach legionowych i całej 46 austriackiej dywizji krajowej, walczącej w składzie 1 armii cesarskiej, rozpoczęli wściekłą kanonadę artyleryjsko - kulomiotową, omiatając gałęzie sosnowe, a tuż obok cmentarnego bydlińskiego muru, na zasuszonych ostach, nie bacząc na kanonadę, śniadowały barwne szczygły, dodając odwagi i spokoju zatrwożonym i nieostrzelanym, idącym pierwszy raz w bój legionistom z VI batalionu. Kapitan Albin Satyr - Fleszar (1888-1916) wydał ostatnie rozkazy i oficerowie z żołnierskim pozdrowieniem „czuj duch” zajęli miejsca przy swoich oddziałach. Ucichły rozmowy i żarty, narastały: nerwowość, napięcie, gotowość i koncentracja. I oto tuż przed godziną 8.00 w dniu 18.11.1914 r., na odgłos gwizdka ruszył do natarcia VI batalion Satyra, zaś IV batalion Furgalskiego otrzymał zadanie zajęcia obronnych pozycji w okopach świętokrzyskich. A zatem VI batalion po raz drugi otrzymał rozkaz zajęcia Załęża i tam okopania się. Tuż za skrzydłowymi patrolami rozpoznawczymi, ruszyła dwuplutonowa półkompania por. Paderewskiego, której z lewego skrzydła nie wsparł austriacki batalion 15 p.p. z 92 brygady. W świetle zimowego poranka, na płaskiej i nieosłoniętej, jakże widocznej równinie pokrytej świeżym w nocy spadłym śniegiem, od carskich kul padają osamotnieni sino - niebiescy legioniści. Padł rażony w serce, biegnący na czele por. Stanisław Paderewski, bratanek premiera Paderewskiego, kapitan wojsk rosyjskich i sztygar kopalni „Mortimer”.
    Stając na okopie, kierujący walką VI batalionu kpt. Satyr, dostrzegł, iż tenże batalion nieosłonięty ze skrzydła, tej szerokiej na kilometr, białej kotliny, nie przejdzie. Nim dobiegnie do nieprzyjacielskich okopów aby uderzyć na bagnety zostanie wybity ogniem kulomiotów i strzelającej z okopów piechoty. Błyskawicznie zmienił kierunek natarcia, w skos na lewo, aby w pozostałych resztkach załęskich zabudowań, które miał zdobywać wiarołomny batalion 15 p.p., strzeleckie kompanie znalazły osłonę. A tymczasem strzelcy półkompanii poległego Paderewskiego wraz z kompanią Ludwika, mkną prawie kilometr po tej oślepiającej śnieżnej bieli ku na wpół spalonej wsi, owej ostoi przeżycia i przetrwania. I oto na szlaku życia, tuż przed zbawczym pogorzeliskiem załęskim, niespodziewanie strzelcy pierwszego rzutu dostali się pod flankowy ogień carskich ukrytych karabinów maszynowych. Zakotłowały, poplątały i porwały się linie strzeleckiej legionowej tyraliery. Padli strzelcy tracąc odwagę do kolejnego skoku. W tym jakże dramatycznym momencie bitwy nadbiegli strzelcy kpt. Kazimierza Herwin - Piątka (1888-1915), który doprawdy igrając ze śmiercią, dokonując cudu odwagi i determinacji, w obliczu zdumionego wroga, Austriaków i pozostałych legionistów, poderwał pokiereszowaną i posiekaną pierwszą linię, aby wspólnie dobiec do zbawczych, zniszczonych wiejskich, załęskich zagród, zaczerpnąć świeżego powietrza i wreszcie odpowiedzieć na huraganową rosyjską zamieć ogniową. Za swe bohaterstwo i determinację sino - niebiescy piechurzy legionowi, płacili straszliwą cenę. Padł zabity ppor. Eugeniusz Medyński, a na świeżo zamarzniętych mokradłach, przysypanych cienką warstwą świeżego puchu legło wielu zabitych i rannych, zaś biel raz po raz znaczyły coraz liczniejsze plamy krwi serdecznej. Wreszcie krwawo zdobyte Załęże dało pewną osłonę i wytchnienie. Chwilowo zamilkła również carska artyleria, dzięki czemu zebrano rannych legionistów. Po krótkiej zaś przerwie, uzupełniwszy zapasy, Rosjanie rozpoczęli ostrzał artyleryjsko - kulomiocki na osłonięty z lewa i prawa VI batalion, a ściślej jego pierwszy rzut zalegający w Załężu. Minęło dawno południe, krótki listopadowy dzień, stanowiący omalże wieczność dla przytłoczonych zmarzniętych i przerażonych strzelców, przechodził powoli w szarość wczesnego listopadowego zmierzchu. Trwała artyleryjska „kłótnia” carskich z cesarskimi, drgał i falował domaniewicki las najeżony rosyjsko - syberyjską piechotą, faszerowany pociskami co raz bardziej wstrzelaną austriacką artylerią. A tymczasem na ową bagnistą łąkę, dzielącą wyjściowe legionowe pozycje, począwszy od okopów świętokrzyskich i skraju wsi krzywopłockiej od carskich ukrytych na skraju domaniewickiego lasu, w szarości zapadającego zmierzchu i wiszącej nad moczarami mgle, Narbutt wydał elektryzujący rozkaz „Bagnet na broń”. I znów wpatrzeni w bydliński mur cmentarny, gejzery wyrzucanej ziemi i dymu wybuchów, rusza natarcie w pierwszym rzucie 2 kompanii Słomki, która nie bacząc na rosyjski ogień, z pospiesznym znakiem krzyża na piersiach roztapia się w zapadającej mgle i siności zmroku.
    Aleksander Narbutt - Łuczyński z uniesionym pistoletem podrywa do ataku drugi rzut oczekujących plutonów, które po raz pierwszy w życiu wchodzą do walki. A tam na czele w pierwszym rzucie za Narbuttem, idą niczym na defiladzie lub po odbytych wcześniejszych trzydniowych chechelskich ćwiczeniach piechoty, razem obok siebie kompanie Słomki i Ludwika. W on czas gęstniały nie tylko ciemność, lecz również błyskawice artyleryjskich wybuchów, świetliki carskiego karabinowego ognia i co raz bliższa czerwień pożaru Załęża. Trwał potworny zgiełk i hałas bitewny, krzyżowały się donośne komendy. Syberyjskie mordercze kulomioty spod domaniewickiego lasu przygwoździły legionistów, których poderwał do skoku Narbutt. Jednakże wobec przewagi rosyjskiej ostatecznie wycofały się oddziały z opłotków Załęża i przedpola. Ich zaś odwrót osłaniała legionowa artyleria, dzięki której udało się wrócić na pozycje wyjściowe. Tak oto zakończył się ten chrzest bojowy VI batalionu 1 p.p. legionowej. Wśród dogasających załęskich pożarów potęgującej się zbawczej czeluści nocnej i słabnącego nękającego artyleryjskiego ognia, powrócili na pozycje wyjściowe do świętokrzyskich okopów legioniści, a następnie - potwornie umęczeni i ożywieni - zjedli pierwszy posiłek. A tam na tymże krwawym pobojowisku krzywopłockim, pozostały ciała 43 legionistów, których dusze zabrała do nieba Bydlińska Pani, której osobiście salutował aż trzykrotnie marszałek Piłsudski, a którą biskup Banduski nazwał Matką Legionistów. W dniu 21.11.1914 roku zluzowano Polaków, zaś w dniu 19.11.1914 roku chowano legionistów na miejscowym cmentarzu bydlińskim.
    W tych śmiertelnych zapasach, bitwy toczonej ze zmiennym szczęściem, obie strony poniosły znaczne straty. Na 440 uczestniczących żołnierzach legionowych, aż 179 zostało zabitych i rannych. Tylko we wspólnej bydlińskiej mogile spoczywa 46 legionistów, zaś owe świętokrzyskie tajemnicze wzgórze po dzień dzisiejszy jest pocięte legionowymi okopami, wykutymi przez nich w litej skale. Odeszło z pola bitwy 133 rannych legionistów, z czego w ciągu roku zmarło jeszcze dalszych ośmiu. A w tej bydlińskiej krainie umarłych, wznosi się 7 metrowy wysoki wymowny kamienny krzyż, zdobny symbolami legionowymi i marmurowymi tabliczkami z wyrytym ponadczasowym przesłaniem oraz niektórymi nazwiskami bohaterów. Wszystko zaś okala kamienne ubogie ogrodzenie. Ten legionowy pomnik powstał z inspiracji Józefa Piłsudskiego w 1920 roku, wcześniej zaś, w dniu 19.11.1916 roku, w drugą rocznicę bitwy, przybył na cmentarz złotousty biskup polowy dr Władysław Bandurski (który urodził się w dniu 25.05.1863 roku w Sokalu, w rodzinie rzemieślniczej) i poświęcił krzyż oraz oddał hołd poległym legionistom. Studiował on we Lwowie i Rzymie, zaś 26.05.1906 roku został konsekrowany na sufragana lwowskiego. Patronował organizacjom powstańczym i niepodległościowym oraz był rektorem metropolitarnego seminarium we Lwowie. Do legendy przeszły jego wizytacje duszpasterskie oraz niezwykle piękne homilie, jakie głosił do legionistów i narodu polskiego, budząc uczucia patriotyczne i świadomość narodową. W 1919 roku zrzekł się godności sufragana i został z rozkazu marszałka Piłsudskiego - generałem dywizji. Wobec sprzeciwu większości ówczesnego episkopatu odrodzonej Polski, biskup Bandurski nie otrzymał żadnej diecezji oraz nie został biskupem polowym wojsk polskich. Bolał nad tym Piłsudski, ale wobec zdecydowanego sprzeciwu ówczesnych hierarchów, Bandurski osiadł w Wilnie przy katedrze. W dniu 06.03.1932 roku odszedł na wieczną wartę, po niewiędnący wieniec chwały utrudzony duszpasterz i żołnierz - biskup Bandurski. Żegnały go tłumy oraz prezydent Mościcki i premier rządu, generalicja, żołnierze i legioniści, wilnianie. W imieniu nieobecnego w kraju marszałka Piłsudskiego pożegnał biskupa generał dyw. Rydz - Śmigły. Został pochowany w kaplicy katedralnej. Odszedł ten, który chciał widzieć naród, Ojczyznę i państwo w dostojeństwie rzeczy boskich. Potomni zaliczyli go w poczet złotoustych. Również na cmentarzu bydlińskim biskup Bandurski wygłosił porywającą żałobną mowę, zaznaczając, że polegli tam legioniści „umarli, ale żyją”.
    W dolnej partii pomnika wmurowane są trzy tablice z białego marmuru z napisami: Stanisławowi Paderewskiemu por. Legionów Polskich (kapitanowi wojsk rosyjskich), cichemu bojownikowi o wolność Ojczyzny Eugeniuszowi Medyńskiemu p.porucz. Legionów Polskich, 44-em żołnierzom Legionów Polskich - bohaterom walki o wolność Ojczyzny poległym pod Załężem i Krzywopłotami w dniu 18.11.1914 roku, w tej wspólnej mogile spoczywającym. Tablica boczna zawiera spis poległych legionistów, za wyjątkiem poległego również tutaj Bogumiła Rembowskiego, artysty dramatycznego, który tu także spoczywa. Tablica zaś po prawej stronie orła legionowego zawiera to przesłanie: „Ty Panie, który z wysokości patrzysz jak giną Ojczyzny obrońcy - prosimy Ciebie przez tę garstkę kości - zapal przynajmniej na śmierć naszą słońce - niech dzień wyjdzie z jasnych niebios bramy - niechaj nas Panie widzą gdy konamy". Dodajmy ulubionego przesłania marszałka Piłsudskiego i biskupa Bandurskiego. W poszumie cmentarnych drzew, w tej bydlińskiej krainie krzyży, legionowy krzyż zda się wyrastać ponadczasowo, z wyżyn którego niewidzialny Chrystus mówi do swej matki, zatroskanej bydlińskiej cmentarnej Pani „oto synowie Twoi”, mortui sunt ut liberi viramus. Oto ci, którzy poszli budzić Polskę do zmartwychwstania.
    Dzięki poległym legionistom, nie wzrósł na ziemi polskiej posiany przez Cara i cesarzy kąkol zwątpienia, niewiary i niemocy. Poszli na bój krwawy „i dziad i ojciec i syn” aby ożywiać swą krwią serdeczną spoczywającą w grobie Ojczyznę. Dzięki nim wstała z martwych „ta co nie zginęła”, „Polska, która umrzeć nie chciała”. Ożyliśmy bowiem w 1918 roku wbrew planom polityki światowej i wszelkim nadziejom. I oto jesteśmy. Toteż powinnością nas wszystkich jest jak najczęściej przebywać na mogiłach legionowych i bohaterów czasów wojny, aby czerpać stamtąd siłę mocy, trwania i wytrwania. A tymczasem jakże wątła jest nić pamięci pokoleniowej Polaków. Dzisiejsza młodzież i pokolenia dotknięte „homo sovietikus”, o zmaganiach legionistów wojny bolszewickiej, wysiłkowi zbrojnemu Polski z okresu II wojny światowej nie wiedząc nic, bądź bardzo mało. Ufam, ba - jestem przekonany, że młodzież bydlińska przedwojennej rozbudowanej szkoły im. I Marszałka Józefa Piłsudskiego, zadba o mogiły bydlińskich legionistów, zaś społeczność ofiarnej, patriotycznej gminy kluczewskiej wystawi okazałe pomniki dla tych, co zginęli dla nas i za nas, abyśmy mogli godnie żyć. Kto tego nie rozumie, nie pamięta lub zrozumieć nie chce, temu nie po drodze do Polski silnej, suwerennej, rządnej i demokratycznej.
Godzi się także wspomnieć, że w okresie wojny bolszewickiej na wezwanie Piłsudskiego, Hallera i Witosa poszło bronić Polski tysiące mieszkańców Ziemi Olkuskiej, z których 243 oddało życie, abyśmy mogli godnie żyć. Pamiętajmy o tym. I jeszcze jedno - od lutego do maja 1944 roku, w 30 lat od pamiętnej bitwy krzywopłockiej, w pobliżu gór bydlińskich, kwaterował sławny oddział partyzancki AK „Surowiec” dowodzony przez legendarnego autentycznego nieżyjącego już Gerarda Woźnicę „Hardego” (15.09.1917 - 14.02.1981), spoczywającego w Poroninie na Podtatrzu. Na tymże bydlińskim cmentarzu spoczywa także inny dowódca chłopskiego podziemnego wojska z czasu II wojny światowej - Józef Barczyk „Bartosik” - komendant LSB podobwodu wolbromskiego. On także oraz jego żołnierze czerpali siły i natchnienie z ofiar i trudu legionistów krzywopłockich, a jego żołnierze ożywiali także swą krwią serdeczną „Polskę co umrzeć nie chciała”, osamotnionej, oszukanej i zdradzonej przez tzw. sprzymierzeńców i zdeklarowanych odwiecznych wrogów hitlerowsko - sowieckich. A i dziś stając na bydlińskim cmentarzu, oddając się zadumie, uczymy się pokory i szacunku dla tych co szli przed nami w znaku wiary do niebieskiej krainy po niewiędnący wieniec chwały. Mamy świadomość, że jeśli komuś jest otwarta droga do nieba, to przede wszystkim tym, którzy wiernie służyli Ojczyźnie. Krzywopłocka bitwa unaocznia nam i tę prawdę, że dar wolności krzyżem się mierzy. Z tegoż pobojowiska, które marszałek Piłsudski nazwał „Krzywopłockie legionowe Termopile”, płynie to przesłanie” „Przechodniu, powiedz Polsce, że walczyliśmy mężnie, cierpieli godnie i umierali bez lęku, ale z trwogą o przyszłe losy Polski - Twoje losy”. Pamiętajmy i to, że wątła jest nić życia ludzkiego, ale jeszcze wątlejsza jest nić pamięci pokoleniowej Polaków, więc nie pozwólmy jej przerwać, gdyż w przeciwnym razie pozostanie po nas „złom żelaza i pusty śmiech pokoleń”.
Oto garść wspomnień o tamtym krwawym czasie i zdarzeniu, które odcisnęło niezatarte piętno na Ziemi Wolbromskiej - Polsce. Chcąc zatem być Polakiem, trzeba tę przeszłość znać i tradycję tę kultywować w państwie, szkole, urzędzie i rodzinie. Niech zatem po wsze czasy młodzież Ziemi Wolbromsko - Skalskiej, całej Polski oddaje hołd tym cichym, młodym bohaterom, którzy polegli, abyśmy mogli godnie żyć i szanować niepodległy byt państwa. Pamiętajmy i to, że narody tracąc pamięć, tracą życie stając się renegatami. Nie pozwólmy na to.
dr JAN KOT

Wojciech Szota

Redaktor Naczelny Wieści Wolbromskich