Reklama

poniedziałek, 19 kwiecień 2021 17:18

Dzielna Dunka z Jaroszowca

Oceń ten artykuł
(0 głosów)
||| |||

 

Urodziła się w Polsce i Polskę miała w sercu

Gdyby żyła, miałaby 100 lat. Była Dunką, ale urodziła się w Polsce i Polskę miała w sercu. Znalazło się tam miejsce także dla mężczyzny jej życia – również Polaka. Wspólnie walczyli w ruchu oporu w Kopenhadze i razem – połączeni węzłem małżeńskim – zginęli.
Anna Louise Christine Mogensen to kobieta, która powinna znaleźć się w panteonie bohaterów II wojny światowej, wywodzących się z Ziemi Olkuskiej – tuż obok Antoniego Kocjana czy Gerarda Woźnicy „Hardego”. U nas jednak mało się o niej pamięta, choć to niedopatrzenie wynika przede wszystkim z tego względu, że walczyła z Niemcami w Danii, bo stamtąd pochodziła jej rodzina. Knud Peder Mogensen, ojciec Knuda, Jørgena i o wiele od nich młodszej Anny, którą najbliżsi nazywali „Lone”, był inżynierem w duńskiej fabryce cementu F.L. Smidth w Aalborgu. Potem dostał ofertę pracy w Polsce, w Jaroszowcu, w tamtejszej cementowni (w opracowaniach często mylnie piszą, że znajdowała się w Olkuszu). Cementownię w Jaroszowcu zbudował w końcu XIX w. właściciel Klucz Ludwik Mauve. Za Jaroszowcem przemawiało to, że znajdowały się tu pokłady kamienia i margla (glinki) oraz linia kolejowa. Oprócz fabryki, która składała się z pięciu pieców i 15 wapienników, beczkarni, magazynów i biur, wzniesiono także – istniejące do dziś – cztery kamienice (dla pracowników), pałac (siedziba kierownictwa) i willę dyrektora. Zakład nazywano „Portlandcementfabrik Klucze”. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, tę zatrudniającą już ok. 500 pracowników firmę, nazwano Cementownią Klucze.

Właśnie w 1918 r. do Jaroszowca przyjechał duński inżynier Mogensen. Anna urodziła się już w Polsce, w Kluczach, w 1921 r. Fabryka cementu w Jaroszowcu dotkliwie przeżywała czasy światowego wielkiego kryzysu. W rezultacie upadła. Dlatego w 1936 r. rodzina Mogensenów zmuszona była wrócić do Danii. Nie bez znaczenia był też fakt, że na lata trzydzieste przypadł czas nasilenia się w Polsce tendencji nacjonalistycznych. Mogensenowie nie byli Polakami, zaczęły ich więc spotykać nieprzyjemności ze strony niektórych, nastawionych szowinistycznie, mieszkańców Jaroszowca. Ktoś na drzwiach gabinetu Mogensena napisał: „Polska dla Polaków”. A przecież ten inżynier był dobrze wspominany przez pracowników, którzy zapamiętali go jako uczciwego, szanującego i słuchającego ludzi człowieka. Duńska rodzina, obok pochodzących z Finlandii Wegeliusów (dyrektor Kaarlo Wegelius szefował cementowni od 1901 r.), współtworzyli kulturalne oblicze Jaroszowca. Ponadto w 1930 r. Mogensenowie ufundowali szkole w Jaroszowcu sztandar (niestety, zaginął). Ale ciężkie czasy podzieliły ludzi. Mogensenów – jak wielu ewangelików – uważano za obcych, często brano ich za Niemców. Wyjazd do Danii musiał być dla Anny szokiem, bo przecież czuła się Polką. Gdy uczęszczała do szkoły w Krakowie, nudząc się na lekcjach matematyki, pisała wiersze – po polsku. Gdy przyjechała z rodzicami do Danii, władała językiem polskim i niemieckim, za to problemy miała z… duńskim. Zmuszona była wtedy pójść do szkoły z internatem. Tam zaczęła się jej fascynacja fotografią. Jednym z jej nauczycieli był Rigmor Mydskow – osobisty fotograf rodziny królewskiej. Fotografowanie stało się dla niej nie tylko pasją…

Wybuchła wojna. Najstarszy brat, Knud, pojechał walczyć w obronie Finlandii, którą zaatakowali Rosjanie. Młodszy, Jørgen, zawodowy dyplomata, został wicekonsulem duńskim w Gdańsku; mimo to współpracował z polską podziemną organizacją „Gryf Pomorski” (m.in. przewiózł do Danii kody dla radiostacji i stemple umożliwiające wystawianie konspiratorom fałszywych dokumentów). Rodzina Mogensenów zaangażowała się w pomoc dla polskich uchodźców. W 1940 r. Niemcy zajęli Danię, która wbrew temu, co przez dziesięciolecia pisano, dość dzielnie się broniła – Wehrmacht stracił ponad 200 żołnierzy. Niemiecka okupacja Danii w niewielkim stopniu przypominała okupację Polski. Niemcy uważali Danię za spokojny kraj, a stacjonowanie tam za coś zbliżonego do urlopu. Jednak Duńczycy nie zamierzali być pokorni. Udowodnili to choćby w sposobie, w jakim solidaryzowali się z Żydami. Gdy Niemcy zarządzili, że Żydzi mają nosić opaski z gwiazdą Dawida, Duńczycy też zaczęli je nosić. W 1943 r. w Danii utworzono niewielki, ale wcale skuteczny ruch oporu, który zwał się „Holger Danske”, czyli Ogier Duńczyk. Nazwa nawiązywała do legendarnego, zaklętego w kamieniu duńskiego rycerza, bohatera Pieśni o Rolandzie („Ogier duński najwaleczniejszy jest ze wszystkich”). Organizacja wsławiała się zwłaszcza akcjami likwidacyjnymi; głównymi egzekutorami byli Jorgen Haagen Schmith, używający pseudonimu „Cytryna”, i Bentem Faurschou Hviidem, czyli „Płomień”. Młodzi, pewni siebie i bezwzględni ludzie, którzy mieli dobrze opracowaną technikę likwidowania kolaborantów, redaktorów ichniejszej prasy gadzinowej, a z czasem także żołnierzy niemieckich i hitlerowskich urzędników. To spowodowało, że policja niemiecka, osławione gestapo, zajęła się nimi na poważnie. Egzekutorzy musieli na jakiś czas zaprzestać działań, bo groziła im dekonspiracja. W tym czasie 23-letnia Anna Mogensen używająca jako pseudonimu przydomka, jaki nadali jej rodzice, „Lone”, działała w polskim ruchu oporu, czyli organizacji „Felicja” (powstała przy przedstawicielu Rządu Rzeczpospolitej Polskiej na uchodźstwie). Pierwszym komendantem „Felicji” był nauczyciel języka polskiego, podharcmistrz Adam Sokólski, z którym Annę łączyła przyjaźń. Jej raporty o ruchach wojsk, o sytuacji w okupowanej Danii, ale przede wszystkim zdjęcia wojskowych oddziałów i instalacji, trafiały do centrali w Londynie. Anna współpracowała też z duńskim „Holger Danske”. W lipcu w 1943 r. z tej liczącej kilkadziesiąt osób organizacji, po aresztowaniach, pozostała garstka, w tym obaj likwidatorzy: „Cytryna” i „Płomień”. Namawiali oni do współpracy Annę Mogensen, ale „Lona” w tym czasie poznała już Lucjana Masłocha, polskiego oficera, który dostał rozkaz odbudowania, również zdziesiątkowanej aresztowaniami, polskiej konspiracji. Dowództwo przypuszczało, że po ewentualnym zajęciu Francji niemieckie U-boty będą stacjonować w portach duńskich. W Danii była więc potrzebna mocna siatka konspiracyjna i Masłocha dostał zadanie takową zorganizować. To musiała być dość komiczna scena, gdy Anna, kobieta mierząca bez mała 180 centymetrów, meldowała się pierwszy raz nowemu dowódcy „Felicji”, mierzącemu ok. 165 cm. Z tego, co wiadomo, Masłocha, ps. „Mały”, trochę ją śmieszył, ale szybko zyskał w jej oczach, gdy Anna się przekonała, jaki jest energiczny, rzutki, a przede wszystkim, jak skutecznie działa. Ten zaprawiony w walce wojskowy (walczył w bitwie nad Bzurą) trafił do Danii… piechotą; dostał się tam z oflagu pod Lubeką (łącznie przeszedł ok. 500 km!), gdzie zorganizował ucieczkę podkopem. W Kopenhadze Masłocha – dzięki kontaktom Anny – zorganizował centralę w dobrze zakonspirowanej willi na przedmieściach stolicy, skąd za pomocą radiostacji wysyłano zaszyfrowane meldunki do Londynu. Głównie jednak werbował nowych agentów, dzięki którym do Anglii trafiały cenne informacje o wojskowych lotniskach, rozmieszczeniu baterii nadbrzeżnych czy zasięgu niemieckich radarów. Anna kursowała między Danią i Szwecją. Przemycała broń, zdjęcia, listy, ulotki. Przyjmowała zrzuty z alianckich samolotów, a nawet angielskich komandosów. Na początku 1944 r. dotarła m.in. na wyspę Bornholm, gdzie na poligonie Niemcy testowali pociski V1 i V2. Anna informacje o poligonie przekazała do polskiej centrali w Londynie, a ta poinformowała angielski wywiad. Tak więc Anna Mogensen, obok Antoniego Kocjana, była drugą z osób urodzonych na Ziemi Olkuskiej, która miała udział w rozpracowaniu tajnej niemieckiej broni, tzw. wunderwaffe. Potem pojechała do Francji, gdzie sporządzała plany umocnień niemieckiego Wału Atlantyckiego. Choć Lucjan Masłocha uważał to za szaleństwo, pomógł w zorganizowaniu jej przerzutu do Anglii, by mogła wziąć udział w lądowaniu aliantów w Normandii; znalazła się tam jako fotoreporterka. 6 czerwca 1944 r. była jednym z zaledwie kilkunastu cywilów, którym dane było zobaczyć tę największą akcję desantową w dziejach świata.      
Wcześniej jednak, bo w końcu 1943 r., Niemcy postanowili zorganizować akcję wywiezienia duńskich Żydów do obozów zagłady. To porucznik Masłocha dowiedział się o planowanej eksterminacji – informację wyciągnął od znajomego niemieckiego urzędnika. Duński rząd, wespół z ruchem oporu, zorganizował na szybko akcję wywiezienia większości Żydów do Szwecji (kilkuset nie zdecydowało się na wyjazd i trafiło do obozów). Anna była jedną z organizatorek przerzutu; ale na wynajęcie kutrów i łodzi potrzebne były pieniądze. To Lona wymyśliła, żeby za biednych zapłacili bogaci Żydzi.
W październiku 1944 r. duńskie podziemie poniosło dotkliwą stratę – w nieudanym zamachu na wysokiego oficera SS Rolfa Guntera zginęli „Cytryna” i „Płomień”. To miała być akcja na miarę likwidacji przez Czechów szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, protektora Czech i Moraw, Reinharda Heydricha, ale duńscy konspiratorzy źle przygotowali akcję, a poza tym zjadły ich nerwy.
Tymczasem między Anną i Lucjanem zrodziło się coś więcej  niż przyjaźń… W sylwestra 1944 roku, w kościele św. Ansgara przy Bredgade w Kopenhadze, 23-letnia Anna Louise Mogensen, ps. „Inga Sørensen”, i 31-letni Lucjan Masłocha, ps. „Mały”, wzięli ślub. Lucjan, nie mogąc kupić czerwonych róż, nabył herbaciane. Anna powiedziała wtedy, że takie róże mogą przynieść pecha. „Był bardzo piękny, jasny i mroźny dzień, kiedy pojechaliśmy do miasta, by wziąć ślub. Słońce zachodziło tak, jakby chciało powiedzieć do tego starego smutnego roku piękne – Żegnaj. Mam nadzieję, że ten nowy będzie jaśniejszy” – pisała tego samego dnia, w liście do matki.
W nocy 3 stycznia gestapo otoczyło willę, w której ukrywali się konspiratorzy. Ktoś zadzwonił do drzwi umówionym sygnałem. To byli… Niemcy; wdarli się do willi. Lucjan Masłocha otworzył ogień. Jednak napastników z SS było zbyt wielu; Polak zginął na miejscu. Zginęła również Anna, trafiona kilkoma kulami. Podejrzewa się, że zdrajcą był Arne Oskar Hammeken, Duńczyk powiązany z „Felicją”; choć nie przyznawał się do winy, został po wojnie skazany na śmierć i powieszony. Szczątki Lone i Lucjana zostały zidentyfikowane przez rodzinę w czerwcu 1945 roku, w miejscu straceń w Ryvange. Mszę żałobną odprawił w tym samym kościele, w którym Anna i Lucjan wzięli ślub, ten sam ksiądz. Mindelunden w Ryvangen, czyli miejsce ich śmierci, decyzją rządu duńskiego zostało zamienione w cmentarz bojowników ruchu oporu, gdzie spoczęło 106 bohaterów Danii; Anna Mogensen jest w tym gronie jedyną kobietą, a Lucjan jedynym cudzoziemcem.
Anna „Lone” Mogensen została  pośmiertnie odznaczona krzyżem Virtuti Militari. Małżeństwo ma swoją niewielką ulicę i obelisk w Łodzi (Lucjan urodził się w 1912 r. w podłódzkich Bobrowicach). W 1977 r. zrealizowano film dokumentalny pt. „Felicja” (reż. Magda Żurowska), opowiadający o polsko-duńskiej organizacji konspiracyjnej. W 2016 roku nakładem Instytutu Pamięci Narodowej ukazała się  książka „Róże dla Lone”, którą napisała mieszkająca w Danii dr polonistyki Maria Małaśnicka-Miedzianogóra. Mniej więcej przed dekadą autorka była w Olkuszu. Pamiętam spotkanie z nią w olkuskim PTTK-u, gdzie szukała informacji o najwcześniejszym okresie w życiu Anny Mogensen. Niestety, niewiele mogliśmy jej wtedy pomóc (w spotkaniu uczestniczył też Jurek Roś). Jednak badaczka losów bohaterki dotarła do wielu informacji i sporo miejsca w swej książce poświęciła dzieciństwu Anny Mogensen i pracy jej ojca w cementowni w Jaroszowcu. Także w 2016 roku wydana została książka „Igły. Polskie agentki, które zmieniły historię” – Marka Łuszczyny, w której jeden z rozdziałów autor poświęcił urodzonej w Kluczach kobiecie. Wreszcie w  maju 2017 r., w Jaroszowcu odsłonięto tablicę poświęconą Annie Louise Kristine Masłocha z d. Mogensen. Swoją drogą historia Anny Mogensen i Lucjana Masłocha to materiał na świetny film wojenny i przypuszczam, że prędzej czy później takowy powstanie, jako koprodukcja dwóch ukochanych krajów Anny: Polski i Danii.

Olgerd Dziechciarz

 

Czytany 1061 razy Ostatnio zmieniany wtorek, 22 marzec 2022 18:06